Gwara

Teksty w gwarze borowiackiej:

„O Bysławiu”

Żeśta, moi drodzy, przyjechali do wsi Bysław, to je wioska, co leży na głównej drodze łod gór do morza. Tutej ongiś szły różne transporty, wozy i powiem wam szczerzy, że przy janziorze ludzie się ciągle tu zatrzymywali. Tu sobie ładnie żyli i ta kunsztowna wieś, wyobraźta sobie je jusz od dwudziestego dziewiątego czeyrwca tysiunc trzysta pierszego roku, kiedy to w tym dniu została przekazana jako wiano ślubne, to były kiedyś gieszynki ślubne, byśta chciały tak dziewczyny? No więc widzita, kiedyś król był tak możny, że dawał rycerzom wioska na prezent. No i ta nasza wioska tu sobie tak stoi i stoi do dzisiaj, w tamtych czasach, jeszcze jak byli króle różne, i Jagiełły, i Kazimierze, to wyobraźta sobie, tu niedaleko stąd je przepiękny bor i w tym boru rosno stare, łogromne i przecudne cisy, ale w tych czasach za królów mielim trzych takich dzielnych, bardzo dzielnych rzemieśników, na dzisiejsze słowo, a wtedy mistzów, majstrów i uni produkowali cisowe łuki, nawet Angliki im tyle, jak by żem na palcu pokazał, nie dostawali do tych łuków, no więc my żem już od tych czasów je sławewną wsio. Bysław po kolei, to tutaj robił cegły przecudne, wapno wypalał na ongiś, tam, no przed jeszcze het, tamto wojno, jak dziadki mieli dych krótkie wąsy. No i tak do dzisiaj, to powiem wom szczerze, że dwudziestego dziewiątego czeyrwca nie, ale szesnastego czeyrwca dwa tysiące piyrszego roku Bysław obchodził łokrutne urodziny. Siedemsetlecia. No żem tu różne kunsztowne rzeczy wymyślili, na przykład żem zrobili taki lapidarium, to znaczy nazbieyralim takich przecudnych dużych siedem kamnieni, co jeden to bardziej kunsztowny, no cianżkie jak przebrzydłe byki, że tak powiam, bo tu u nas taki byk to jest zawsze ciężki, duży. To my tak żem to tutaj zwieźli, poukładali i tera mamy taka pamiątka. We wsi żem zrobili nawet, suchejta dobrze, park. A pod każdym drzewie w parku jest zakopana flaszka stara, tam są knykcie, z knykci paznokcie, so włosy, klajtry mówiąc po naszamu, no takie ładne, długie, kolorowe, pochowane do tej butelki stare monety na półzgęte, żeby się zmieściły przez szyjka, no tam co niektórzy to nawet zdjęcie babci i dziadka włożyli i taka pamiątka też mamy w Bysławiu. Więc teraz ten Bysław żyje tak sobie i cora piękniej, ładniej tutaj kwitnie. To by było tyle o Bysławiu.

„Chodzenie na pachta”

Ale ja żem się urodził stąd dziewięć kilometrów. Dziewięć kilometrów to wom powiem, że to to je tak jakby dobrze sześć razy Zdrowaś i durch drap kawałkami pomału jak sie szło na brudki, na, wtedy to sie mówiło potańcówka, no jo żem tak chodził przez bór, bo to trzeba iść przez bór z Klonowa na Bysław i jeszcze na dodatek przez Grobelka, a tam som pomianiste rzeczy, tam straszy, jo jusz nie bende wam tu tera mówił, o tym szybko, durla? To stary zygar teyż w tym domu bije, tak właśnie i powiem szczerze, że no tak mie sie tu widziało, że żem tak został i już z Zosio żyjem sobie, że jesteśmy babcio i dziadkiem.

Ale powiem wam, jak żem był małym szurym, takim knapym, no tedy już coraz bardziej lontrusym, kałantym troche niewartym jakżem z naszymi kumplami ze wsi w Klónowie chodzili na pachta. Pachta to je taka kradziż, no w zasadzie po łapach by trzeba dostać, albo po szpytach, jak te szpyty najbardziej niosły koślawe, a nieraz chytre i szybkie, żwawe, na to pachta, więc na pachta żem chodzili do takich zacnych gburów. Jak w dzień żem zbierali kartofle, to żem upatrzyli, że na noc pójdziem, jak już bandzie księżyc chodził po niebie, i se nazbieromy jabłków, gruszków, czasem śliwków, no zależy co było, i najbardziej żem mieli upatrzony taki ogród u starego Kujawy Józwa.

I najczanściej chodzilim do starego Kujawy. No on miał tam przecudne jabka, były przede wszystkim zajączki, no tera to już tak rzadko uświadczysz tego prawdziwego zająca, ale i te prawdziwe zajączki – jabłuszka. No były złote i szare renety. Było trocha antonówków, ale ja osobiście to najbardziej lubiałem glubki. I to takie lekko z takim meszkam, a to sie tera ja już wiem, że to sum brzoskwinie, łoj to była no kunsztowna rzecz na owe czasy, jak ktoś miał taka glubka, a to w sumie była brzoskwinia. No więc chodzenie na pachte to jest kradzież, to jest złodziejstwo, ale babcia na przykład mówiła tak: jak się idzie na pachta i sie tylko w kiesiań narwie i sie te jabka albo gruszki, śliwki zje na poczekaniu, to nie je tak znowu dużo, mocno straszna rzecz, wara komuś odstępować, albo nie daj Boże, że mama ma zrobić weki, no tedy to już była kradzież, ale jak knapy przez płot przeleźli, albo stara szpunga gdzieś tam nadciungneli i góro albo dołem wleźli, to… alem… nie było to takie straszne. Myśmy zawsze w nagroda, za kara i sami sie ukaraliśmy, że wzielim stary chlapak, pendzyl i wapnem staremu Kujawie pomalowalim drzewka. I on był zadowolony i my przez to byliśmy zadowoleni. Ale powiem wam szczerze, że jak żem był małym knapym, tym szurym jak ja to mówie, no taki troche brojas, to już tedy je lontras u nas, to nawet taka krążyła powieść, że te klonowskie knapy, to tak było:

Te lontrusy, kałandy niewarte erbnyli rozwerg do szonungu i za beszong go zbuchtowali. Wtedy tak normalne miejskie ludzie nie bardzo wiedzieli, o co tu chodzi w tym Klonowie, no a my żem tak różnie kombinowali.

„O frantówkach”

Na to siedemsetlecie naszej, naszego Bysławia, miejscowości, to żem również zaczeli sznykrać, szukać po komodach, po szafnierkach, gdzie się dało, a przede wszystkim w głowach, u babciów, u dziadków.

I znaleźliśmy kupa starych, przedwojennych kawałków, zwanych frantówkami. To znaczy są to piosenki, melodie sprzed wojny, het nawet sprzed pierwszej wojny światowej, to są frantówki, no i te znalezióne tutaj w okolicy, to my nazywamy frantówki bysławskie i nawet zespół taki folklorystyczny, zebrało nam się kilka babć, kilku dziadków i żem utworzyli taka grupa, co sie nazywa Frantówki Bysławskie, momy tera ładne stroje poszyte, i gramy na takich instrumentach jak dziadek, jak dziadkowie nasi, jak znajomi sprzed wojny, to znaczy tak: Maryś Pik, tak się nazywa główny nasz harmonista, gra na harmoszce takiej guzikowej rozściąganej, małej, ale jaka mała, taka wrzaskliwa, i ładnie, kunsztownie, ja natomiast gram na tojfelgajgach. Tojfelgajgi to so takie diabelskie skrzypce, mówiąc po polsku bardziej wyraźnie, a to je takie zrobioney instrument perkusyjny, jakby wom powiedzieć, że tak: kawałek szpongi, ja zawsza mówia, na głowie rych prawdziwy, no toczka w toczka Boruta, jakiś diabełek taki, prawie nawet jak ja i kapelusz ma z dwóch talerzyków dźwięczących, pełno kolczyków takich, co dzwonio i blaszkujo niesamowicie, dwie obowiązkowo zawsze musi mieć dwie struny, gruba i cienka, głośna i cicha, tak można powiedzieć, smyczek te skrzypce to majo taki jak grzebień, pełno ma takich ząbków i jak się pociągnie to taki trrryt zrobi w prawo, trrrrryn w lewo, trrrryt, trrrryn i tak sobie tym smykiem albo dziubia w tako mało skrzynke po przedwojennej paście do butów. O, i tak wyglądajo, przepraszam, tojfelgajgi. No wiec ja gram na tych tojfelgajgach, dziewczyny z kolei majo, i chłopy też w zasadzie stroje w haftach borowiackich. Więc nasze hafty borowiackie so złote, żółte, brązowe, takie jak wyglądajo sosanki.

„Pobudka Bysławska”

 słowa Włodzimierz Dębicki, muzyka Piotr Grzywacz

By sławić Bysław rankiem wstań

i ciesz się każdą chwilką

Zdobywaj c raz lepszy świat

Nauką, pracą, odpoczynkiem.

Już siedem wieków Bysław trwa

Na trakcie przy jeziorze.

Tu gościa wita każdy dom

Zawsze, jak umie i jak może.

Cały wysiłek wielu z nas

Niech Bysław nasz rozsławia.

Czyste zagrody, głazów stos

Ostatnia droga od ołtarza.

A jeśli gościem jesteś Ty

w bysławskiej okolicy.

Przystań, odpocznij kilka chwil

przy nowej szkole przy strażnicy.

Nasi partnerzy

Menu dostępności (ALT+U)